Po pierwsze - płaci się za wprowadzanie gazów lub pyłów do powietrza, niezależnie czy w pozwoleniu są limity ustalone czy nie, niezależnie czy pozwolenie jest czy nie i które źróła (a emisja zorganizowana np. nie) są w nim uwzględnione.
Po drugie - płaci się za ładunki faktycznie wprowadzone do powietrza. Więc, że tak powiem, nierozsądne byłoby liczyć emisję na podstawie wartości dopuszczalnych.
Po trzecie - we wniosku wykonawca powinien, zgodnie z przepisami zresztą, podać emisję maksymalną chwilową oraz emisję średnią... Wiem, ze na łatwiznę się idzie i jak maksymalna wyjdzie do się to podaje do pozwolenia, ale znowu - organ nie powinien tego uwzględnić, bo przepisy są jasne co ma być w pozwoleniu.
Po kolejne - wniosek, owszem służy jednemu celowi właściwie, ale nie pochwalam wykonawców, którzy nie wskazują w nim - chociażby w podsumowaniu - jak liczyć opłaty albo jak można liczyć opłaty chociaż - jeśli już tak bardzo na kasie wszystkim zależy ;-)
No i dalej - prawo nie podaje bo niby jak ma podawać? Metod ustalania emisji jest mnóstwo - od ciągłego pomiaru, poprzez wskaźniki opracowane na podstawie pomiarów okresowych (powszechne zresztą), po szacunkowe metody. Ważne, zeby podstawy były wiarygodne i akceptowalne przez organy.